poniedziałek, 11 kwietnia 2011

refleksyjnie

nowy tydzień. rozpoczął się brzydką pogodą, ale chyba nie złym samopoczuciem. co prawda w środę zostaje sama, bo Niedźwiad wyjeżdża do Wisły i wraca dopiero w piątek, ale teraz się nim cieszę i planuję wspólny weekend. mam nadzieję, że nic nam nie stanie na przeszkodzie i spędzimy go razem.
miniony weekend go nie było, za to zostawił mnie z moją mamą. przeżyłyśmy, choć nie było łatwo. prawie trzy dni razem, to na prawdę rekord. nie umiem z nią rozmawiać, nie umiem nawet na nią patrzeć. dzieli nas potężny mur. potężny i solidny, nic i nikt go nie zburzy. nigdy nie miałyśmy ze sobą dobrego kontaktu, a teraz nie ma w ogóle o czym wspominać. jest tak dziwna, tak inna niż ja, tak zakłamana i fałszywa. widzi tylko siebie i Martusie. cieszę się, że podjęłam tak szybko decyzję o samodzielności. życie z nią na pewno by mnie zmieniło. dziś byłabym zupełnie innym człowiekiem, na jej wzór, byłabym pewnie samotna i zgorzkniała. jak Martusia.
tydzień rozpoczęłam więc refleksyjnie. zastanawiam się nad swoim życiem, nad przemijaniem, nad byciem i istnieniem. jestem z siebie dumna, że żyję, że tak żyję, że jestem w takim punkcie bycia, chociaż nie jest miodowo. myślę też, że należałoby zrobić jakiś milowy krok do przodu, żeby móc coś osiągnąć nowego. coś zmienić w swoim życiu. bo chyba teraz właśnie tego potrzebuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz